Chociaż byłam bardzo młoda, musiałam stawiać czoła ogromnym wyzwaniom
Wilnianka Sabina o niezapomnianym doświadczeniu opieki nad chorym mężem
– Kiedy nasza córeczka miała siedem miesięcy, wyprawiliśmy chrzciny – wspomina wilnianka Sabina Woroniecka. – Uroczystość była wspaniała, z mężem byliśmy bardzo szczęśliwi. Wtedy nie mogłam sobie nawet wyobrazić, jakie trudy przyjdzie nam znieść w przyszłości.
Około tygodnia po uroczystości mąż Sabiny, Dariusz, dostał kaszlu. Typowe objawy przeziębienia nie wzbudziły jednak niepokoju pary. Dariusz potraktował to jako drobiazg niewarty konsultacji lekarskiej.
– Głupstwo, przejdzie – machnął ręką.
Mąż Sabiny miał wówczas 24 lata, był dobrze zbudowany, silny. Pracował na budowie i nigdy się nie skarżył na dolegliwości zdrowotne.
Tym razem jednak kaszel nie mijał. Co więcej, Dariusz dostał gorączki – początkowo 38 stopni, później wyższej. Objawy te utrzymywały się prawie miesiąc, dlatego ostatecznie Sabina zmusiła męża udać się do lekarza.
– Lekarz nie znalazł wtedy żadnej choroby – wspomina kobieta. – Przepisał lek na przeziębienie.
Jednak kaszel i wysoka gorączka nie ustępowały. Dariusz zaczął tracić na wadze, jego skóra stała się szara, zmęczona. Miał sińce pod oczami.
Mąż Sabiny udał się następnie do pulmonologa, który stwierdził, że objawy te mogą wskazywać na zapalenie płuc. Dokładnej diagnozy jednak nie postawił.
– Zrozumiałam wtedy, że dzieje się coś niedobrego – wspomina kobieta. – Mąż czuł się źle, a lekarze nie mogli mu postawić żadnej diagnozy. Jak długo można brać paracetamol, nimesil i nie widzieć żadnej poprawy?
Kliniki Santaros
Sabina zmusiła męża do wizyty w wileńskich klinikach Santaros.
– W izbie przyjęć była ogromna kolejka – wspomina kobieta. – Czekaliśmy pięć godzin, aż Darkowi zbadano krew, później płuca. Wyniki badań, widocznie, nie były najlepsze, skoro natychmiast przyjęto go do szpitala na dalsze badania.
Sabina zapytała lekarza o wyniki badań i diagnozę. Zapalenie płuc?
– Nie, to nie jest zapalenie płuc – odpowiedziała pani doktor. – Gorzej.
– Co to znaczy „gorzej”? – pytała zaniepokojona Sabina. – Gruźlica?
– W tym wypadku gruźlica oznaczałaby mniejsze zło – lakonicznie odpowiedziała lekarka. – Zaczekajmy na wyniki.
Młoda rodzina
– Mój mąż był bardzo energiczny i przyjacielski – opowiada Sabina. – Był bardzo aktywny, nie siedział w domu, dużo pracował, jeździł w różnych sprawach.
Sabina pochodzi z Wilna, Dariusz – z Solecznik.
– Kochaliśmy się bardzo, więc szybko się pobraliśmy – opowiada Sabina. – Wkrótce na świat przyszła nasza córeczka.
Młoda rodzina zamieszkała u rodziców Sabiny w Wilnie. Dariusz bardzo kochał swoją rodzinę. Dla niej był gotów na wszystko, nawet na najcięższe prace.
– Mąż bardzo kochał córkę, dużo o niej mówił – wspomina Sabina. – Często mi powtarzał, jak ważne jest wychować ją na dobrego człowieka, dać jej wykształcenie.
Największym marzeniem męża Sabiny było wybudowanie nowego domu dla rodziny. Ponieważ był uzdolnionym budowniczym, marzenie to wyglądało w zasięgu ręki, a przyszłość rodziny rysowała się w jasnych barwach.
Diagnoza z iskierką nadziei
Dariusz spędził w klinikach Santaros około dwa tygodnie, tam przeszedł szeroko zakrojone badania. Wykazały one, że młody mężczyzna ma raka, tzw. chłoniaka Hodgkina, zlokalizowanego między płucami, w IV stadium zaawansowania.
– Na początku diagnoza nie wydawała nam się aż tak straszna – opowiada Sabina. – Lekarze w klinikach Santaros wyjaśnili nam, że blisko 70% przypadków udaje się wyleczyć, pocieszali nas, mówili, że się nie wolno poddawać.
Dariusz był młody i silny, więc Sabina wierzyła, że chorobę uda się pokonać. Tą wiarą starała się napawać również męża. Ten jednak nie był tak optymistyczny. Jak mówi kobieta, miał złe przeczucia.
– Chyba będę jednym z tych 30% osób, którym się nie udało… – mawiał ze smutkiem. – Dokładnie nie wiem, ale jakoś tak czuję.
Smutne myśli mężczyzny czasami przeradzały się w depresję, a nawet niechęć do życia. Towarzyszyło temu pogarszające się samopoczucie. Dariusz zaczął cierpieć na silne swędzenie skóry.
– Strasznie go swędziła skóra, szczególnie w nocy – wspomina Sabina. – Na początku myślałam, że to nerwy albo uczulenie. Kupiłam mu różne maści, ale nie pomagały.
Nie mniej niż swędzenie, Dariuszowi zaczęło dolegać również nadmierne pocenie się.
– Tak mocno się pocił, że każdej nocy musiał po trzy razy zmieniać koszulę – kontynuuje Sabina. – Były tak mokre, że można było je wykręcać.
Z powodu silnego pocenia się mężczyzna zaczął znacznie tracić na wadze. W krótkim czasie stracił ponad dziesięć kilogramów.
– Przyznam się, że na początku przeżyłam prawdziwy szok – wspomina Sabina. – Nie mogłam zrozumieć, jak taka straszna choroba mogła się przytrafić mojemu mężowi w tak młodym wieku. Miał zaledwie 24 lata – sam rozkwit sił. Rodzice Darka też się z tym nie mogli pogodzić, bardzo przeżywali chorobę syna jedynaka.
Sabina jednak wierzyła, że wszystko się ułoży, dużemu procentowi chorych przecież się udaje.
Kobieta zdała sobie sprawę również z tego, że musi być silna, musi nie tylko wychowywać córkę, ale także wspierać ciężko chorego męża na wszystkie możliwe sposoby.
– Każdego dnia powtarzałam sobie: jestem silna, wszystko będzie dobrze – wspomina Sabina. – I bardzo mi to pomagało.
Leczenie
– Po postawieniu diagnozy Darek został od razu skierowany na leczenie – opowiada Sabina. – Była to głównie chemioterapia, zaawansowana.
Na sesje chemioterapii Dariusz jeździł z domu.
Jak wspomina kobieta, chemioterapia bardzo się odbijała na samopoczuciu jej małżonka.
– Po chemioterapii Darek przez cały dzień nie mógł nawet wstać, nie miał siły – wspomina Sabina. – Miał bardzo niskie ciśnienie krwi, 70/50. Zupełnie nie miał sił.
Coraz częściej mężczyznę kierowano do szpitala.
– Mąż przebywał w szpitalu 3–4 dni w tygodniu – kontynuuje Sabina. – Kiedy poczuł się lepiej, wypuszczano go, a następnie po kilku dniach ponownie był hospitalizowany na tydzień czy dwa.
Bliscy wspierali młodą rodzinę jak tylko mogli.
– Mimo że opiekowałam się kilkumiesięczną córeczką, codziennie przychodziłam do szpitala – wspomina Sabina. – Zastępowała mnie matka Darka, która przyjeżdżała z Solecznik.
Dariusz był jedynakiem. Rodzice kochali go bezgranicznie, wspierali go i jego rodzinę, ogromnie też przeżywali z powodu ciężkiej choroby syna.
Mimo chemioterapii i innego leczenia mąż Sabiny z dnia na dzień opadał z sił. W ostatnich miesiącach nie mógł już chodzić i spędził je na resuscytacji szpitalnej.
Zaostrzenie choroby
– Choroba Darka postępowała z każdym dniem – wspomina Sabina. – Chemioterapii już nie było możliwości zastosować, a inne leki nie pomagały.
Kolejnym problemem mężczyzny był zalegający płyn w opłucnej. Każdego dnia z jego płuc wypompowywano kilka litrów płynów.
Chociaż Dariusz potrzebował stałej opieki medycznej i pielęgniarskiej, w szpitalu nie mogli go już dłużej trzymać.
– Pewnego dnia postawiono nas przed faktem, że Darek będzie wypisany ze szpitala – wspomina Sabina. – Powiedziano nam bez ogródek: „Zabierzcie go do domu albo do domu opieki”.
Kobieta była zszokowana. Wiedziała, że jej mąż potrzebuje profesjonalnej opieki i pielęgnacji, której na pewno nie będzie w stanie sama zapewnić w domu.
– Darek był dosłownie cały „wyłożony” rurkami, odprowadzającymi płyny z płuc. Trzeba było potrafić je obsługiwać, czyścić, też zabandażować, opatrzyć – wymienia Sabina.
Mężczyzna potrzebował całodobowej opieki. Sabina nie miała pojęcia, jak z tym wszystkim poradzić sobie w domu, z małym dzieckiem pod opieką.
– Los tak chciał, że akurat w tym czasie od znajomej dowiedziałam się o wileńskim Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki – wspomina kobieta.
Znajoma Sabiny poleciła hospicjum jako najlepsze miejsce dla Dariusza, w którym chory miałby dostęp do wysokiej jakości opieki.
– W tym czasie zwolniło się jedno miejsce i hospicjum zgodziło się przyjąć Darka – opowiada kobieta. – To była dla nas wielka ulga, gdyż naprawdę nie mieliśmy możliwości zapewnić Darkowi profesjonalnej opieki w domu.
Przyjazd do hospicjum
– W hospicjum przyjęto nas bardzo życzliwie – wspomina Sabina. – Mąż nawet się nie zorientował, dokąd przyjechaliśmy. Myślał, że to prywatna klinika.
Sabina wyznaje, że ze względu na słaby stan zdrowia męża, nie chciała go niepokoić dodatkowymi wyjaśnieniami. Powiedziała tylko, że chce zmienić szpital. Jednak hospicjum zasadniczo się różniło od szpitali, które dotychczas zwiedzili. Wszystko tu wyglądało inaczej. Najbardziej młodą kobietę zaskoczyła życzliwość personelu, piękne otoczenie i pyszne jedzenie.
– W hospicjum było bardzo przytulnie – opowiada Sabina. – Tu Darek całodobowo był pod profesjonalną opieką. My również mogliśmy z nim przebywać bez ograniczeń, i na pyszny posiłek nieraz też załapaliśmy się.
Jak wspomina kobieta, personel hospicjum spełniał nawet prośby jej męża, co było czymś niesłychanym w szpitalu.
– Pamiętam, na przykład, jak Darek miał ochotę na lody – opowiada Sabina. – I nie byle jakie, tylko jego ulubione. Personel hospicjum bez mrugnięcia okiem przywiózł mu te lody.
Hospicjum, zdaniem kobiety, takim gestem wykazało autentyczną ludzką troskę o swojego pacjenta, którego dni były już policzone.
Ostatniego dnia lekarz Dariusza ostrzegł rodzinę, że zostało mu bardzo niewiele czasu.
– Tego wieczoru musiałam jechać do domu zaopiekować się dzieckiem, więc w hospicjum tej nocy z Darkiem została jego matka – wspomina Sabina. – Była z ukochanym synem w godzinę jego śmierci.
Sabina wyznaje, że poważna choroba i śmierć jej męża były dla niej ogromnym wyzwaniem. Udowodniło ono, że jest silną kobietą.
– Chyba w ten sposób Bóg chciał mnie niejako sprawdzić… Przekonać się, czy podołam takim trudnościom w tak młodym wieku, czy się załamię – mówi kobieta.
Jak twierdzi, doświadczenie to raz jeszcze pozwoliło jej się przekonać, że gdy jej najbliżsi potrzebują pomocy i wsparcia, potrafi być bardzo silna.
– Wspominając tamte dni, rozumiem, jak bardzo trzeba cenić każdą chwilę spędzoną z ukochaną osobą – dzieli się przemyśleniami Sabina. – Nie wiemy, jak płonie świeca naszego życia. Jest długa czy krótka. Jestem bezgranicznie wdzięczna osobom z hospicjum, które pomagały mojemu mężowi w najtrudniejszych chwilach jego życia, opiekowały się nim jak członkiem rodziny.
Pomoc hospicjum w najtrudniejszych chwilach życia
Ciężka choroba onkologiczna może dotknąć każdego z nas, w każdej chwili, zniszczyć resztę naszego życia, zniweczyć marzenia.
Ponad 260 fachowców i wolontariuszy z Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie w każdej chwili towarzyszy tym, którzy zmagają się ze śmiertelną chorobą, doświadczają wielkiego bólu, lęku, niewiadomej.
Pomoc hospicyjna dla dorosłych i dzieci, w domu i na oddziale stacjonarnym jest bezpłatna i dostępna 24 godziny na dobę.
Pomóż nieuleczalnie chorym! Przekaż 1,2% podatku na rzecz Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie!
Kto wie, może kiedyś też będziesz potrzebować takiej pomocy?
Więcej informacji: https://bit.ly/VilniausHospisas.