Piosenkarka Živilė o doświadczeniach, które zmieniły życie całej rodziny

wpis w: Aktualności | 0

– Dziś z ręką na sercu mówię, że nie byłam gotowa na wyzwania, które pojawiły się na mojej drodze – opowiada Živilė. – Życie płynęło spokojnie, nic nie zapowiadało, że wydarzy się coś złego. Od małego brałam udział w koncertach, potem studiowałam muzykę, prowadziłam Studio Piosenki Dziecięcej, wyszłam za mąż za mężczyznę, którego kochałam.

Młoda rodzina wyjechała do Szkocji na dwanaście lat do pracy i studia filologii angielskiej. Każdego lata wracała na Litwę, aby odrestaurować zagrodę dziadka męża Živilė. Młodzi dużo podróżowali, prowadzili intensywny, ale tym samym pełen pięknych wrażeń tryb życia.

– Wiadomość o chorobie mego męża Arūnasa w jednej chwili zmieniła wszystko – wyznaje Živilė. – Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że odtąd nasze życie już nigdy nie będzie takie samo.

Mąż Živilė

Dzieciństwo w Święciance

– Urodziłam się i dorastałam w Święciance – opowiada Živilė. – Byłam bystrym i bardzo aktywnym dzieckiem, przygodę ze śpiewaniem rozpoczęłam już w przedszkolu. Brałam udział w Konkursie Piosenki, uczęszczałam do szkoły artystycznej, dużo występowałam.

Po ukończeniu szkoły Živilė rozpoczęła studia pedagogiki muzycznej w Kolegium Wileńskim. Wkrótce została reżyserką wydarzeń przy Centrum Kultury w Podbrodziu.

– W tym samym czasie prowadziłam Studio Piosenki Dziecięcej, w którym uczyłam dzieci śpiewu, tworzyłam dla nich piosenki – opowiada kobieta.

Swego przyszłego męża Živilė poznała w Święciance. Miała wówczas 18 lat, Arūnas – 21 lat. Mężczyzna ukończył szkołę kolejową, naprawiał pociągi. Później przekwalifikował się i został mechanikiem samochodowym. Pracował w centrum samochodowym Peugeot w Wilnie. Jego prawdziwą pasją były motocykle. Miał Harley’a. Jak mówi Živilė, bardzo o niego dbał. Odbywał nim dłuższe i krótsze podróże.

Motocyklowa pasja

W Szkocji

– Pewnego dnia postanowiliśmy z Arūnasem wyruszyć w świat i przy okazji nauczyć się języka angielskiego – wspomina Živilė. – Wyjechaliśmy do Szkocji. Tam nie tylko pracowaliśmy, ale również studiowaliśmy filologię angielską.

W lecie rodzina wracała na Litwę, gdzie restaurowała gospodarstwo odziedziczone po dziadkach Arūnasa.

– To była działka około 70 kilometrów od Wilna – opowiada Živilė. – Znajdujący się na niej dom odbudowaliśmy właściwie od zera. Wymieniliśmy dach, odnowiliśmy wnętrza. Wszystko własnymi rękami. Czasami żartowaliśmy, że ja jestem projektantką, a Arūnas – wykonawcą. Urzeczywistniał wszystkie moje pomysły.

Diagnoza

Pierwsze dolegliwości zdrowotne Arūnas zaczął odczuwać już w Szkocji. Mężczyźnie często doskwierało zmęczenie i zaburzenia gastryczne.

– Tłumaczyliśmy to jakimś zwykłym zatruciem – wspomina Živilė. – Mimo wszystko jednak, gdy wracaliśmy na Litwę, szliśmy do lekarzy, aby się przebadać.

Wyniki badań mężczyzny zawsze były dobre, toteż rodzina była spokojna.

– Morfologia nas uspokajała. Myśleliśmy, że Arūnas jest po prostu przemęczony lub zjadł coś niewłaściwego – kontynuuje piosenkarka. – I tak przez cztery lata. Do momentu, aż mimo dobrych wyników badań krwi stan zdrowia męża się pogorszył.

Stan małżonka pogorszył się na tyle, że Živilė zdała sobie sprawę, iż musi podjąć bardziej zdecydowane działania.

Živilė z Arūnasem

– Nalegałam, żeby Arūnas udał się do sanatorium, odpoczął, zregenerował siły, a także przeszedł dokładniejsze badania – wspomina Živilė. – W sanatorium często widywał lekarzy, opowiadał im o swoich dolegliwościach. Jeden z nich napomknął, że te objawy mogą świadczyć o chorobie nowotworowej.

Arūnas opowiedział Živilė o tej rozmowie i oboje zdecydowali, że powinien przejść dokładne badania w prywatnej klinice, gdyż miewał coraz to poważniejsze problemy z trawieniem.

– Lekarz, który zbadał Arūnasa, natychmiast nam powiedział, że musimy odłożyć wszystkie swoje plany, gdyż mąż cierpi na bardzo poważną chorobę, raka – wspomina Živilė. – Na wiadomość o chorobie mąż zareagował ze stoickim wręcz spokojem, ja natomiast byłam zszokowana. Nie mogłam i nie chciałam w to uwierzyć. Czułam, że wszystko wymyka mi się z rąk.

Dalsze badania nie tylko potwierdziły wstępną diagnozę, ale także wykazały, że nowotwór w ciele Arūnasa był zaawansowany.

– Pierwsza rzecz, jaką zrobiliśmy, była biopsja. Jej wyniki nie pozostawiały złudzeń: rak odbytu, czwarte stadium – nie kryje wzruszenia piosenkarka. – Wykonaliśmy również tomografię komputerową, rezonans magnetyczny i serię innych specjalistycznych badań. Wszystkie potwierdziły wstępną diagnozę.

W rodzinie to nie był pierwszy przypadek tej choroby.

– Oboje rodziców Arūnasa mieli raka – mówi Živilė. – Jego ojciec niestety przegrał walkę, ale matce się udało, pokonała. To napawało Arūnasa nadzieją i dawało motywację do walki. Arūnas do końca wytrwał w wierze i nadziei, że da radę, że wygra. Szczerze mówiąc, taką nadzieję miałam również ja. Choć na początku się załamałam, szybko wzięłam się w garść. Wiedziałam, że muszę być silna i wspierać Arūnasa.

Kiedy małżonkowie dowiedzieli się o chorobie, zdecydowali, że od tej pory ich życie zmieni się diametralnie. Oznaczało to, że wszystkie inne prace, pomysły i plany zeszły na dalszy plan. To, nad czym mieli i chcieli się teraz skupić, było przezwyciężenie choroby, i wzajemne wsparcie. Właśnie ono, zdaniem, kobiety, jest dla osoby ciężką chorej niebywale ważne.

– Choroba zmusiła nas całkowicie się przeorganizować. Znaleźliśmy dla siebie dużo czasu – wspomina kobieta. – Zaczęliśmy dostrzegać i doceniać to, co wcześniej wydawało nam się takie naturalne. Poranna kawa odtąd miała zupełnie inny smak. Okazało się, że mamy tyle tematów do rozmowy, na które wcześniej nie było czasu.

Wspólne śniadanie

Jak mówi Živilė, doświadczenie ciężkiej choroby dotyka nie tylko samego chorego, ale również jego bliskich. Dlatego nie mogą oni zaniedbać siebie i własnego zdrowia.

– Jeśli nie zadbasz o własne zdrowie, bardzo szybko podupadniesz, nie tylko na duchu – zaznacza kobieta. – Nie zdążysz się obejrzeć, a ciebie samego lub samą choroba dopadnie. Chora osoba oczekuje od ciebie pomocy i wsparcia, nawet jeśli otwarcie tego nie mówi. Ale po to, by móc pomóc, trzeba być w stanie to zrobić, dlatego trzeba o siebie zadbać.

Leczenie

Po wykonaniu wszystkich badań zwołano konsylium lekarzy, aby zdecydować o sposobie i przebiegu leczenia. Ponieważ guz był dość duży i nie nadawał się do zoperowania, postanowiono zastosować chemioterapię. Leczenie trwało około sześciu miesięcy, aż guz zmniejszył się o 30 procent i można było go zoperować.

– Po operacji mąż czuł się nawet nie najgorzej. Ledwo jednak doszedł siebie, powtórne badanie zmusiło nas stanąć do pionu – wspomina Živilė. – Okazało się, że rak rozprzestrzenił się na wątrobę i znów konieczne było leczenie chemioterapeutyczne. To był bardzo trudny czas dla nas obojga.

Chociaż uchodzi za najpopularniejszą metodę leczenia raka, chemioterapia jest wymagająca fizycznie, wręcz wyczerpująca organizm. Chory częstokroć po zabiegach czuje się źle, nie może znaleźć sobie miejsca. Takie chwile, jak mówi Živilė, zdarzały się również Arūnasowi. Mimo wszystko nie poddawał się, trzymał się ze wszystkich sił. Pomimo jednak półtora roku intensywnego leczenia, chemioterapia wydawała się nie dawać efektów. Stan mężczyzny się pogorszył na tyle, że nie mógł już przebywać w domu.

– Arūnasa zabrano do klinik Santaros. Tam ponownie zwołano konsylium. Tym razem jednak nie podjęto żadnych decyzji odnośnie do leczenia. Lekarze powiedzieli nam, że więcej nie są w stanie nam pomóc – ze wzruszeniem kontynuuje Živilė. – Takiego ledwo żywego wyprawili do domu.

Hospicjum

– O wileńskim Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki dowiedziałam się od swojej koleżanki, anestezjolożki – mówi Živilė. – Widziała cały przebieg choroby Arūnasa. Rozumiała jej powagę i to ona pomogła mi uświadomić sobie i pogodzić się z tym, że Arūnas będzie potrzebował opieki hospicyjnej. Ale wtedy jeszcze naiwnie wierzyliśmy, że leczenie będzie skuteczne.

Živilė wiedziała, że po wyjściu małżonka ze szpitala będzie musiała szukać pomocy.

– Poszukałam w Internecie informacji o hospicjum, znalazłam kontakty, przeczytałam artykuły na stronie internetowej hospicjum i zdecydowałam, że to jest właściwe miejsce dla Arūnasa – mówi kobieta.

Wcześniej omówiła sprawę ewentualnego powierzenia opieki nad Arūnasem hospicjum zarówno z małżonkiem, jak i jego matką.

– Arūnas rozumiał doskonale, że potrzebuje profesjonalnej pomocy medycznej i że w domu niestety nie jesteśmy w staniej takiej opieki mu zapewnić. Zgodził się pójść do hospicjum – wspomina Živilė. – Rozmawiałam o tym również z jego matką. Jako osoba świadoma sytuacji również zgodziła się i uznała, że to najwłaściwsza droga.

Do hospicjum kobieta zadzwoniła późnym wieczorem. Wyjaśniła sytuację. Następnego dnia rano w słuchawce usłyszała dobrą wiadomość – hospicjum mogło przyjąć Arūnasa.

Przybycie do hospicjum

– Rano pojechaliśmy z Arūnasem do hospicjum – opowiada. – Arūnas już z trudem się poruszał, odczuwał silne bóle.

Pracownicy hospicjum przywitali małżeństwo, wózkiem inwalidzkim Arūnasa zabrano do pokoju. W międzyczasie pokazano budynek, przedstawiono personel medyczny.

– Arūnasa położono w pięknym jasnym pokoju. Lekarze natychmiast udzielili mu pomocy medycznej, podali kroplówkę, środki przeciwbólowe – wspomina Živilė. – W ciągu zaledwie kilku godzin mąż poczuł się znacznie lepiej. Tak jakby zaczął odzyskiwać siły, nawet zjadł posiłek. W domu w ciągu ostatnich kilku dni prawie nic nie jadł.

W hospicjum kobieta mogła pozostać przy mężu tak długo, jak chciała.

– Pracownicy hospicjum bardzo dobrze opiekowali się Arūnasem. Opiekowali się również mną. Wspierali, przynosili nawet obiady – nie kryje wzruszenia Živilė. – Wspominam to z wielką wdzięcznością.

Kobieta żałuje, że odkryła hospicjum tak późno. A mianowicie, gdy choroba wycieńczyła już jej małżonka.

– Nie udało nam się. Nie wygraliśmy. Ale jestem szczęśliwa, że ostatnie dni swojego życia Arūnas spędził w tak wspaniałym miejscu, otoczony opieką i troską, bez bólu i cierpienia – mówi Živilė. – Jestem niezmiernie wdzięczna personelowi hospicjum, który w najtrudniejszym okresie naszego życia był naszą ostoją i ratunkiem.

Pomoc hospicjum w najtrudniejszych chwilach życia

Poważna choroba może dotknąć każdego z nas, w każdej chwili, druzgocąco uderzyć w nasze życie, plany i marzenia.

Ponad 260 fachowców i wolontariuszy z Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie w każdej chwili towarzyszy tym, którzy walczą z nieuleczalną chorobą, doświadczają ogromnego bólu, lęku i niewiadomej.

Pomoc i opieka hospicyjna dla dorosłych i dzieci, w domu i na oddziale stacjonarnym, jest bezpłatna i dostępna 24 godziny na dobę.

Pomóż ciężko chorym! Przekaż 1,2% podatku na rzecz Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie!

Zrób to teraz!

Kto wie, może kiedyś też będziesz potrzebował pomocy?

Więcej informacji: https://bit.ly/VilniausHospisas